Właściwy początek

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: [1] Takich właśnie ludzi chce mieć Jezus.

Zrozumiałe, że ci, którzy nie są uczniami, nie mogą czynić uczniami innych. Najpierw sami musimy być pewni, że jesteśmy Jego uczniami, zanim spróbujemy pozyskiwać innych. Wielu sług Bożych, skonfrontowanych z biblijnym wzorcem ucznia, wykazuje braki. Tacy kaznodzieje właściwie nie będą nawet próbować czynić innych uczniami. Sami nie są wystarczająco oddani Jezusowi Chrystusowi, by znosić trudności związane z „formowaniem” prawdziwych uczniów.

Od tego momentu będę zakładał, że słudzy Pańscy, którzy dalej czytają tę książkę, sami są uczniami Pana Jezusa, w pełni oddanymi, by spełniać jego nakazy. Jeśli nie jesteś uczniem, nie ma sensu, byś kontynuował czytanie, dopóki nie podejmiesz konkretnego zobowiązania, by zostać prawdziwym uczniem. Nie zwlekaj! Padnij na kolana i opamiętaj się! W swej wspaniałej łasce Bóg ci przebaczy i uczyni nowym stworzeniem w Chrystusie!

Nowe zdefiniowanie uczniostwa

Chociaż Jezus nie pozostawia wątpliwości, kim jest uczeń, wielu zmieniło Jego definicję na własną. Niektórzy słowo uczeń rozumieją jako termin ogólny, dotyczący każdego, kto przyznaje się do chrześcijaństwa. Dla nich zostało ono odarte ze swego biblijnego znaczenia.

Inni uważają uczniostwo za nieobowiązkowy drugi krok zaangażowania się dla ludzi wierzących, którzy i tak już zmierzają do nieba. Myślą, że można być człowiekiem wierzącym w Jezusa, lecz niekoniecznie Jego uczniem! Ponieważ nie da się zignorować zapisanych w Biblii surowych wymogów Jezusa dotyczących uczniostwa, naucza się, iż są dwa poziomy chrześcijaństwa – na jednym znajdują się wierzący w Jezusa, a na drugim Jego uczniowie, wierzący w Niego i Mu oddani. Zgodnie z tym myśleniem często się mówi, iż wielu jest wierzących, ale niewielu uczniów, jednak i jedni i drudzy idą do nieba.

Ta doktryna skutecznie neutralizuje nakaz Jezusa, by ludzi czynić uczniami, przez co hamuje proces „formowania” uczniów. Jeśli uczniostwo wiąże się z ofiarnym zaangażowaniem i ponoszeniem trudów, a nie jest obowiązkowe, można przewidzieć, iż większość ludzi wybierze drugie wyjście, zwłaszcza jeśli sądzą, że zostaną przyjęci do nieba jako nie-uczniowie.

Musimy zatem postawić bardzo ważne pytania: Czy Pismo naucza, iż można być zmierzającym do nieba wierzącym, nie będąc uczniem Jezusa Chrystusa? Czy uczniostwo jest dla chrześcijan nieobowiązkowe? Czy są dwa poziomy chrześcijaństwa: niezaangażowani wierzący i oddani uczniowie?

Odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi: Nie. Nowy Testament nigdzie nie naucza, by istniały dwie kategorie chrześcijan: wierzący i uczniowie. W Dziejach Apostolskich wielokrotnie czytamy o uczniach, i nigdy nie odnosi się to do jakiejś wyższej kategorii bardziej oddanych wierzących. Każdy, kto uwierzył w Jezusa, był uczniem.[2] W rzeczywistości „w Antiochii po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami” (Dz 11,26).

Ciekawe jest zauważyć, iż greckie słowo oznaczające ucznia (matetes) występuje w Nowym Testamencie 261 razy, podczas gdy słowo wierzący (pistos) tylko dziewięć, zaś słowo chrześcijanin (christianos) – trzy razy. Już sam ten fakt wystarczy, by przekonać uczciwego badacza, że wszyscy w pierwszym Kościele, którzy wierzyli w Jezusa, byli uważani za Jego uczniów.

Komentarz Jezusa

Jezus wcale nie uważał, że zostanie Jego uczniem było dla wierzących jakimś drugim, nieobowiązkowym krokiem. Trzy wymogi dotyczące uczniostwa, o jakich czytamy w Łk r. 14, nie były skierowane do wierzących jako zaproszenie do wzniesienia się na wyższy poziom osobistego zaangażowania. Jezus mówił raczej do wszystkich tłumnie zgromadzonych. Uczniostwo jest pierwszym krokiem w relacji z Bogiem. Ponadto, w Ewangelii Jana czytamy:

Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego. Mówił więc Jezus do tych Żydów, którzy Mu uwierzyli: Jeżeli będziecie trwać w Moim słowie, będziecie prawdziwie Moimi uczniami. Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli (J 8,30-32).

Nie da się rozsądnie podważyć niezaprzeczalnego faktu, że Jezus mówił tu o uczniostwie do nowo nawróconych wierzących. Jezus nie powiedział: – Może kiedyś w przyszłości zechcecie podjąć następny krok głębszego oddania się, by stać się Moimi uczniami. – Przeciwnie, do nowo nawróconych mówił tak, jak gdyby oczekiwał, iż już są uczniami, jakby słowa wierzący i uczeń były synonimami. Powiedział im, że fakt bycia Jego uczniami mogą udowodnić, trwając w Jego słowie, a to sprawi, że będą wolni od grzechu (zob. 8,34-36).

Jezus widział, iż samo wyznanie wiary nie gwarantuje, że ktoś naprawdę uwierzył. Wiedział też, że ci, którzy prawdziwie uwierzyli, iż jest On Synem Bożym, pokażą to swoim życiem – od razu zostaną Jego uczniami, pragnąc Go słuchać i się Mu podobać. Tacy wierzący/uczniowie w naturalny sposób będą trwać w Jego Słowie, „zadomawiając się” w Nim. I w miarę odkrywania Jego woli, poprzez poznawanie Jego przykazań, będą stopniowo uwalniani z grzechu.

Dlatego niezwłocznie wezwał owych nowo nawróconych, by się poddali sprawdzianowi. Jego wypowiedź: „Jeśli naprawdę jesteście moimi uczniami” wskazuje, że dopuszczał możliwość, iż mogą nie być Jego prawdziwymi uczniami, a jedynie się za tym opowiadać. Mogli oszukiwać samych siebie. Tylko w przypadku zdania testu mogli być pewni, że są Jego prawdziwymi uczniami. (Czytając dalej dialog zapisany w Ew. Jana 8,37-59 okazuje się, iż Jezus mógł mieć uzasadnione powody, aby wątpić w ich szczerość.)[3]

Także nasz kluczowy tekst, z Mt 28,18-20 rozwiewa teorię, jakoby uczniowie stanowili jakąś wyższą klasę prawdziwie oddanych chrześcijan. W Wielkim Poleceniu Misyjnym Jezus nakazał chrzcić uczniów. Zapis księgi Dziejów Apostolskich wskazuje, iż apostołowie nie czekali, aż nowonawróceni wykonają „drugi krok radykalnego oddania się Chrystusowi”, aby można było ich ochrzcić. Chrzcili wszystkich nowych wierzących niemal natychmiast po ich nawróceniu. Wierzyli, że wszyscy prawdziwie wierzący są uczniami.

W tym świetle zwolennicy poglądu, iż uczniami są wyjątkowo oddani wierzący, nie są konsekwentni w swojej teologii. W większości chrzczą wszystkich, którzy wyznają wiarę w Jezusa, nie czekając, aż osiągną poziom „uczniostwa”. Gdyby jednak naprawdę wierzyli w to, co głoszą, powinni chrzcić tylko tych, którzy wdrapią się na ów poziom uczniostwa, czyli niewielu spośród swych szeregów.

Być może wystarczy zadać ostatni cios w tę diaboliczną doktrynę. Jeśli uczniowie różnią się od reszty wierzących, to dlaczego Jan napisał, iż miłość do braci jest znakiem, który wyróżnia prawdziwych nowonarodzonych wierzących (zob. 1J 3,14), zaś Jezus stwierdził, iż miłość do braci jest wyróżniającym znakiem Jego prawdziwych uczniów (J 13,35)?

Początki tej fałszywej doktryny

Jeśli koncepcji o dwóch klasach chrześcijan: wierzących i uczniów, nie znajdujemy w Piśmie, to jak taką doktrynę można obronić? Odpowiedzią jest to, że opiera się ona na innej fałszywej doktrynie dotyczącej zbawienia, która sugeruje, iż surowych wymogów uczniostwa nie można pogodzić z faktem, iż zbawienie jest z łaski. W oparciu o tę logikę wyciąga się wniosek, że wymogi uczniostwa nie mogą być wymogami dotyczącymi zbawienia. A uczniostwo musi być dla zdążających do nieba, zbawionych z łaski wierzących, krokiem nieobowiązkowym.

Fatalny błąd tej teorii polega na tym, iż mnóstwo tekstów się jej sprzeciwia. Czy może, na przykład, być coś wyraźniejszego od słów Jezusa, wypowiedzianych pod koniec Kazania na górze, po tym, jak wymienił wiele przykazań?

Nie każdy kto mówi do Mnie: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios, ale ten, kto spełnia wolę Mego Ojca, który jest w niebie (Mt 7,21).

W tym miejscu, jak i wielu innych, Jezus wyraźnie łączy posłuszeństwo ze zbawieniem. Jak zatem pogodzić wiele wersetów takich jak ten z biblijnym twierdzeniem, iż zbawienie jest z łaski? To bardzo proste. Bóg w swojej niezmierzonej łasce oferuje wszystkim możliwość, by się opamiętać, uwierzyć i narodzić na nowo, otrzymawszy moc Ducha Świętego do życia w posłuszeństwie. Zbawienie jest zatem z łaski. Bez niej nikt nie mógłby być zbawiony, ponieważ wszyscy zgrzeszyli. Grzesznicy nijak nie mogą zasłużyć na zbawienie. Potrzebują Bożej łaski.

Boża łaska dotycząca naszego zbawienia przejawia się na wiele sposobów. Objawia się w śmierci Jezusa na krzyżu, w Bożym zaproszeniu skierowanym do nas w ewangelii, w przyciąganiu nas do Chrystusa, przekonywaniu nas o grzechu, oferowaniu nam sposobności opamiętania się, odradzaniu nas i napełnianiu Duchem Świętym, łamaniu mocy grzechu w naszym życiu, uzdalnianiu nas do życia w świętości, karceniu nas, kiedy zgrzeszymy, i tak dalej. Na żadne z tych błogosławieństw nie zasłużyliśmy. Od początku do końca jesteśmy zbawieni z łaski.

Jednakże zgodnie z Pismem, zbawienie jest nie tylko „z łaski”, lecz także „przez wiarę”. „Łaską przecież jesteście zbawieni przez wiarę (Ef 2,8a). Konieczne są obydwa komponenty, i najwyraźniej się nie wykluczają. Do zbawienia potrzebna jest i łaska i wiara. Bóg oferuje swoją łaskę, a my odpowiadamy wiarą. Prawdziwa wiara, oczywiście, skutkuje posłuszeństwem Bożym przykazaniom. Jak w swoim liście napisał Jakub, wiara bez uczynków jest martwa, bezużyteczna i nie może nikogo zbawić (zob. Jk 2,14-26).[4]

Faktem jest, że Boża łaska nikomu nie zezwala na grzech. Oferuje wszystkim możliwość, by się opamiętać i narodzić na nowo. Po śmierci nie będzie możliwości, by się opamiętać i narodzić na nowo, wówczas Boża łaska nie będzie już dostępna. Czyli Jego zbawcza łaska musi być tymczasowa.

Kobieta, którą Jezus zbawił z łaski przez wiarę

Doskonałym przykładem zbawienia oferowanego z łaski przez wiarę jest przypadek kobiety przyłapanej na cudzołóstwie. Jezus jej powiedział: „Ja również ciebie nie potępiam [to jest łaska, bo zasłużyła na potępienie]. Idź, i od tej chwili nie grzesz więcej (J 8,11). Choć zasługiwała na śmierć, Jezus ją uwolnił i odesłał, jednakże ostrzegając: Od tej chwili nie grzesz więcej. Właśnie to Jezus mówi dzisiaj każdemu grzesznikowi na świecie: – Nie potępiam cię. Zasługujesz na śmierć i wieczne potępienie w piekle, ale Ja okazuję ci łaskę. Jednak moja łaska kiedyś się skończy, zatem opamiętaj się i przestań grzeszyć, póki nie jest za późno, abyś nie musiał stanąć przed moim sędziowskim tronem jako winny grzesznik.

Przypuśćmy, że owa jawnogrzesznica opamiętała się, jak nakazał jej Jezus. Jeśli tak, to została zbawiona z łaski przez wiarę. Zbawienie otrzymała z łaski, gdyż jako grzesznica bez łaski Bożej nigdy by zbawienia nie osiągnęła. Nie mogłaby szczerze powiedzieć, że zasłużyła na nie swoimi uczynkami. Została zbawiona przez wiarę, ponieważ zawierzyła Jezusowi i Jego słowom do niej skierowanym. Pomna ostrzeżenia odwróciła się od grzechu, zanim było za późno. Każdy szczerze wierzący w Jezusa chce się opamiętać, gdyż On ostrzegł, że jeśli ktoś się nie opamięta, zginie (zob. Łk 13,3). Jezus uroczyście też oświadczył, iż tylko ci, którzy czynią wolę Ojca, wejdą do nieba (Mt 7,21). Każdy, kto wierzy w Jezusa, uwierzy w Jego ostrzeżenia i je przyjmie.

Ale przypuśćmy, że jawnogrzesznica nie opamiętała się. Grzeszyła nadal, a po śmierci stanęła przed sędziowskim tronem Jezusa. I odezwała się: – O, Jezu, jak dobrze Cię znów spotkać! Pamiętam, że kiedy na ziemi przyprowadzono mnie do Ciebie, nie potępiłeś mnie za grzech. Na pewno nadal jesteś równie łaskawy. Nie potępiłeś mnie wówczas, więc na pewno nie potępisz mnie również teraz!

Jak sądzisz, czy Jezus wpuści ją do nieba? Odpowiedź jest oczywista. Paweł ostrzegł: „Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy… ani cudzołożnicy… nie odziedziczą Królestwa Boga” (1Kor 6,9-10).

Mówiąc to chcę dowieść, iż wymogi Jezusa dotyczące uczniostwa nie są niczym więcej jak wymogami dotyczącymi szczerej wiary w Niego, czyli wiary zbawczej. A każdy, kto ma zbawczą wiarę, został zbawiony z łaski przez wiarę. Nie ma biblijnych podstaw, by twierdzić, że ponieważ zbawienie jest z łaski, Jezusowe wymogi dotyczące uczniostwa różnią się od Jego wymogów dotyczących zbawienia. Uczniostwo to nie opcjonalny krok dla wierzących idących do nieba, jest raczej dowodem szczerej zbawczej wiary.[5]

Skoro tak, to aby znaleźć aprobatę w Bożych oczach, sługa ewangelii powinien rozpocząć proces pozyskiwania uczniów właściwie, czyli od głoszenia prawdziwej ewangelii i wzywania ludzi do posłusznej wiary. Jeśli kaznodzieje promują fałszywą doktrynę, jakoby uczniostwo było dla zbawionych wierzących nieobowiązkowym krokiem oddania się, działają wbrew przykazaniu Jezusa, by czynić innych uczniami. Głoszą fałszywą łaskę i fałszywą ewangelię. Tylko prawdziwi uczniowie Jezusa posiadają zbawczą wiarę i zdążają do nieba, tak jak Jezus obiecał: „Nie każdy, kto mówi do mnie: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios, ale ten, kto spełnia wolę mego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).

Nowa fałszywa ewangelia

Ze względu na fałszywe pojmowanie roli łaski w dziele zbawienia, współczesna ewangelia została odarta z elementów biblijnych, które są uważane za nieprzystające do przesłania łaski. Jednak fałszywa ewangelia tylko tworzy fałszywych chrześcijan, dlatego też w obecnych czasach tak wielki odsetek „nowo nawróconych” po kilku tygodniach od „przyjęcia Chrystusa” przestaje nawet chodzić do kościoła. Poza tym tych, którzy chodzą do kościoła, często trudno odróżnić od ludzi nieodrodzonych; wyznają te same wartości i popełniają te same grzechy co ich porządni, choć niewierzący sąsiedzi. Wszystko dlatego, że tak naprawdę nie uwierzyli w Pana Jezusa Chrystusa i nie narodzili się na nowo.

Jeden z istotnych elementów, pomijany teraz w głoszeniu ewangelii, to wezwanie do opamiętania się. Wielu kaznodziejów uważa, iż powiedzieć ludziom, by przestali grzeszyć (co zrobił Jezus w przypadku kobiety przyłapanej na cudzołóstwie), to tak jakby twierdzić, iż zbawienie nie jest z łaski lecz z uczynków. Co nie jest prawdą, ponieważ zarówno Jan Chrzciciel, jak i Jezus, Piotr i Paweł głosili, że opamiętanie jest absolutnym warunkiem zbawienia. Jeśli głoszenie opamiętania w jakiś sposób podważa Bożą łaskę w dziele zbawienia, to wszyscy wyżej wymienieni ją podważali. Oni jednak rozumieli, iż Boża łaska oferuje ludziom żyjącym na ziemi sposobność opamiętania się, a nie trwania w grzechu.

Na przykład kiedy Jan Chrzciciel głosił, według słów Łukasza, „Dobrą Nowinę”, jego centralnym przesłaniem było opamiętanie (zob. Łk 3,1-18). Ci, którzy się nie opamiętają, pójdą do piekła (zob. Mt 3,10-12, Łk 3,17).

Jezus głosił opamiętanie od samego początku swojej służby (zob. Mt 4,17). Ostrzegał ludzi, że jeśli się nie opamiętają, zginą (zob. Łk 13,3.5).

Wysłał dwunastu uczniów, by głosili w różnych miastach: „Wyruszyli więc i wzywali do nawrócenia (BW –opamiętania, Mk 6,12)”.

Po zmartwychwstaniu Jezus kazał apostołom nieść przesłanie o opamiętaniu na cały świat, ponieważ jest ono kluczem otwierającym drzwi do przebaczenia:

I powiedział im: Zostało przecież napisane, że Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia powstanie z martwych. W imię Jego będzie głoszone wszystkim narodom wezwanie do opamiętania dla odpuszczenia grzechów, zaczynając od Jeruzalem (Łk 24,46-47).

Apostołowie spełnili polecenie Jezusa. Kiedy Piotr przemawiał w dniu Pięćdziesiątnicy, jego poruszeni do głębi słuchacze, zrozumiawszy prawdę o Tym, którego niedawno ukrzyżowali, spytali Piotra, co mają czynić. W odpowiedzi usłyszeli, że przede wszystkim muszą się opamiętać (zob. Dz 2,38).

Drugie kazanie Piotra w Krużganku Salomonowym zawierało identyczne przesłanie. Bez opamiętania nie ma zgładzenia grzechów.[6]

Przeto opamiętajcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze (Dz 3,19a).

Kiedy Paweł dawał świadectwo przed królem Agryppą, podkreślił, że głoszona przez niego ewangelia zawsze zawierała przesłanie o opamiętaniu:

Dlatego też, królu Agryppo, nie byłem nieposłuszny temu widzeniu niebieskiemu. Lecz głosiłem najpierw tym, którzy są w Damaszku, potem w Jerozolimie i po całej krainie judzkiej, i poganom, aby się opamiętali i nawrócili do Boga, i spełniali uczynki godne opamiętania (Dz 26,19-20 – BW).

W Atenach Paweł ostrzegł słuchaczy, że każdy musi stanąć na sądzie przed Chrystusem, a ci, którzy się nie opamiętają, nie będą na ten wielki dzień przygotowani:

Nie zważając przeto na czasy nieświadomości, wzywa Bóg teraz wszędzie i wszystkich ludzi, aby się nawracali (opamiętali – BW), gdyż wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu Go wobec wszystkich przez wskrzeszenie Go z martwych (Dz 17,31-31).

W swoim pożegnalnym przemówieniu do starszych z Efezu Paweł, obok wiary, wymienił opamiętanie jako istotny składnik swego przesłania:

Nie uchylałem się od niczego… Nawoływałem zarówno Żydów jak i Greków do nawrócenia się do Boga (opamiętania się przed Bogiem – BW), i do wiary w naszego Pana Jezusa (Dz 20,2a,21).

Ta lista biblijnych dowodów powinna wystarczyć, by każdego przekonać, że jeśli nie głosi się konieczności opamiętania się (nawrócenia), to nie głosi się prawdziwej ewangelii. Więź z Bogiem zaczyna się od opamiętania. Bez tego nie ma przebaczenia grzechów.

Nowa definicja opamiętania

Nawet w świetle tak wielu biblijnych dowodów, iż zbawienie zależy od opamiętania, niektórzy kaznodzieje i tak znajdują sposób, by unieważnić ten warunek. Przekręcają oczywiste znaczenia tego aktu tak, by dopasować to do swego błędnego pojmowania Bożej łaski. Według ich nowej definicji opamiętanie to nic innego jak tylko zmiana myślenia na temat osoby Jezusa, i to taka, która w jakiś dziwny sposób niekoniecznie musi wpłynąć na zmianę postępowania człowieka.

A czego oczekiwali nowotestamentowi kaznodzieje, wzywając ludzi do opamiętania? Czy tylko zmiany poglądów na temat Jezusa, czy też zmiany ich życia?

Paweł uważał, iż prawdziwe opamiętanie wymaga zmiany zachowania. Czytaliśmy już jego świadectwo dotyczące wielu lat służby, jakie złożył przed królem Agryppą:

Dlatego też, królu Agryppo, nie byłem nieposłuszny temu widzeniu niebieskiemu. Lecz głosiłem najpierw tym, którzy są w Damaszku, potem w Jerozolimie i po całej krainie judzkiej, i poganom, aby się opamiętali i nawrócili do Boga, i spełniali uczynki godne opamiętania (Dz 26,19-20 – BW).

Jan Chrzciciel także wierzył, że opamiętanie to coś więcej niż zmiana myślenia co do pewnych faktów teologicznych. Kiedy przekonani przezeń słuchacze wyrazili odzew na wezwanie do opamiętania i pytali, co mają robić, wymienił konkretne zachowania, jakie należy zmienić (zob. Łk 3,3.10-14). Skarcił też faryzeuszy i saduceuszy za ograniczanie się do samych gestów opamiętania i ostrzegł przed ogniem piekielnym, jeśli nie opamiętają się prawdziwie:

Plemię żmijowe, kto wam podsunął myśl, że można uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc owoc godny opamiętania… Już siekiera jest przyłożona do korzenia drzew. Każde więc drzewo, które nie rodzi dobrego owocu, zostanie wycięte i wrzucone w ogień (Mt 3,7-10).

Jezus głosił takie samo przesłanie o opamiętaniu jak Jan (zob. Mt 3,2; 4,17). W innym miejscu przypomniał, że Niniwa opamiętała się na skutek kazania Jonasza (Łk 11,32). Wiemy, iż mieszkańcy Niniwy nie tylko zmienili sposób myślenia. Zmienili też swoje postępowanie, odwracając się od grzechu. Jezus nazwał to opamiętaniem.

Według Biblii opamiętanie to świadoma zmiana zachowania w odpowiedzi na autentyczną wiarę zrodzoną w sercu. Kiedy ktoś głosi ewangelię nie mówiąc nic o potrzebie szczerej zmiany postępowania, która potwierdza opamiętanie, to tak naprawdę działa wbrew temu, czego Chrystus pragnie dla swoich uczniów. Więcej, zwodzi słuchaczy sugerując, że mogą być zbawieni bez opamiętania. A jeśli mu uwierzą, skazuje ich potencjalnie na potępienie. Świadomie czy nieświadomie działa wbrew Bogu, na korzyść szatana.

Jeśli sługa Boży ma czynić ludzi uczniami według nakazu Jezusa, musi rozpocząć ten proces prawidłowo. Jeśli nie głosi prawdziwej ewangelii, która wzywa ludzi do opamiętania i posłuszeństwa płynącego z wiary, czeka go porażka, choćby nawet w oczach ludzi odnosił wielkie sukcesy. Może mieć dużą kongregację, ale buduje z drewna, słomy i siana. A kiedy w przyszłości jego dzieło zostanie poddane próbie ognia, sprawdzi się jego jakość; po prostu zostanie strawione (zob. 1Kor 3,12-15).

Jezus wzywa do oddania się

Jezus nie tylko wzywał ludzi, by odwracali się od grzechu, ale też żeby się zdecydowali niezwłocznie pójść za Nim. Nie oferował zbawienia na łagodniejszych warunkach, jak to się często dzieje obecnie. Nie było tak, że nawoływał, by Go „przyjęli”, obiecując im przebaczenie, a dopiero potem proponował, by zdecydowali się być Mu posłuszni. Przeciwnie, Jezus wymagał, aby już pierwszy krok był krokiem całkowitego oddania się.

Niestety, wezwanie Jezusa do ofiarnego oddania się jest często zwyczajnie ignorowane przez wielu tych, którzy uważają się za chrześcijan. A jeśli jest traktowane serio, to przedstawia się je jako wezwanie do nawiązania głębszej relacji, lecz skierowane nie do grzeszników, ale do tych, którzy już przyjęli Bożą zbawienną łaskę. Cóż z tego, skoro wielu owych „wierzących” twierdzących, iż wezwanie Jezusa do ofiarnego oddania się jest skierowane do nich, nie zaś do ludzi niezbawionych, nie podąża za tym wezwaniem. W swych umysłach dopuszczają opcję pozostania nieposłusznymi Jezusowi i niestety ją wybierają.

Przyjrzyjmy się jednemu z zaproszeń Jezusa do przyjęcia zbawienia, które bywa interpretowane jako wezwanie do pogłębienia życia duchowego, rzekomo skierowane do ludzi już zbawionych:

Następnie przywołał do siebie tłum wraz ze swoimi uczniami i powiedział: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Kto bowiem chce swoje życie zachować, utraci je, a kto utraci swoje życie z Mojego powodu i dla Ewangelii, ten je ocali. Co pomoże człowiekowi, jeśli cały świat zyska, a na swojej duszy poniesie szkodę? Co może dać człowiek w zamian za swoją duszę? Kto się bowiem wstydzi Mnie i Moich słów wobec tego wiarołomnego i grzesznego pokolenia, tego Syn Człowieczy będzie się też wstydził, gdy przyjdzie w chwale swojego Ojca razem ze świętymi aniołami (Mk 8,34-38).

Czy jest to zaproszenie do zbawienia, skierowane do niewierzących, czy też zaproszenie do pogłębienia więzi, skierowane do wierzących? Jeśli czytamy uczciwie, odpowiedź jest oczywista.

Po pierwsze zauważmy, iż grono słuchaczy Jezusa stanowił „tłum wraz z Jego uczniami” (w. 34). Jest więc oczywiste, że tłum nie składał się wyłącznie z Jego uczniów. Jezus ich „wezwał”, aby usłyszeli, co ma do powiedzenia. Chciał, żeby wszyscy, i Jego naśladowcy i „sympatycy” poznali prawdę, jaką chciał przekazać. Zauważmy też, że zaczął od słów: „Jeśli ktoś” (w. 34). Jego słowa dotyczą zatem wszystkich.

W trakcie czytania staje się jasne, do kogo Jezus się zwracał. Konkretnie Jego słowa są skierowane do każdego, kto pragnie (1) „pójść za” Nim, (2) „zachować swoje życie”, (3) nie „ponieść szkody na swojej duszy” oraz (4) być pośród tych, których On nie będzie się wstydził, gdy „przyjdzie w chwale swojego Ojca razem ze świętymi aniołami”. Wszystkie cztery określenia wskazują, iż Jezusowi chodziło o ludzi pragnących zbawienia. Czy mamy uważać, że istnieje ktoś wybierający się do nieba, kto nie chce „pójść za” Jezusem i „zachować swoje życie”? Czy można sądzić, że są ludzie szczerze wierzący, którzy zechcą „ponieść szkodę na swojej duszy”, wstydzą się Jezusa i Jego słów, których Jezus też będzie się wstydził, kiedy powróci? Bezsprzecznie w tym urywku Pisma Jezus mówił o osiągnięciu wiecznego zbawienia.

Zauważmy, że w tym urywku kilka razy występuje spójnik „bowiem”. Każde zdanie wyjaśnia i rozszerza treść zdania poprzedzającego. Żadnego z nich nie należy interpretować bez rozważenia, jak wyjaśniają je pozostałe. Mając to na uwadze, przyjrzyjmy się słowom Jezusa, zdanie po zdaniu.

Zdanie #1

Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i nich Mnie naśladuje (Mk 8,34).

Zauważmy, że Jezus kieruje te słowa do każdego, kto chce pójść za Nim, kto chce zostać Jego naśladowcą. Jest to jedyna więź, jaką Jezus oferuje na początek: być Jego naśladowcą.

Niejeden pragnie być Jego przyjacielem, ale nie naśladowcą, jednak taka opcja nie istnieje. Jezus nie uznawał za swego przyjaciela kogoś, kto nie był Mu posłuszny. Kiedyś stwierdził: „Wy jesteście Moimi przyjaciółmi, jeśli czynicie to, co Ja wam przykazuję” (J 15,14).

Niejeden wolałby być Jego bratem a nie naśladowcą, lecz Jezus nie stworzył takiej możliwości. Nie uznawał za swojego brata kogoś, kto nie był Mu posłuszny: „Kto bowiem czyni wolę Mojego Ojca, który jest w niebie, ten jest Moim bratem” (Mt 12,50).

Niejeden chciałby znaleźć się z Jezusem w niebie, nie będąc Jego naśladowcą, lecz Jezus coś takiego wykluczył. Do nieba idą tylko ci, którzy są Mu posłuszni: „Nie każdy, kto mówi do mnie: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios, ale ten, kto spełnia wolę Mego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).

W rozważanym zdaniu Jezus poinformował tych, którzy chcieli iść za Nim, że jest to niemożliwe bez zaparcia się samego siebie. Trzeba być gotowym odłożyć własne pragnienia i podporządkować je Jego woli. Samozaparcie i uległość stanowią istotę naśladowania Jezusa. To oznaczają słowa: „weź swój krzyż”.

Zdanie #2

Kolejne zdanie Jezusa objaśnia znaczenie pierwszego:

Kto bowiem chce swoje życie zachować, utraci je, a kto utraci swoje życie z Mojego powodu i dla ewangelii, ten je ocali (Mk 8,35).

Zauważmy, że na początku tego zdania występuje spójnik „bowiem”, łączy je z pierwszym, dodając jasności. Tutaj Jezus przeciwstawia sobie dwóch ludzi, tych samych, których sugeruje zdanie pierwsze – tego, kto zaprze się samego siebie i weźmie swój krzyż, by Go naśladować, oraz drugiego, który tego nie uczyni. Jeden jest gotów dla Chrystusa i ewangelii utracić własne życie, a drugi nie. Szukając związku pomiędzy tymi dwoma przeciwstawieniami musimy stwierdzić, iż ten, kto w pierwszym zdaniu nie chce się zaprzeć samego siebie, odpowiada człowiekowi w drugim zdaniu, który chce swoje życie zachować, ale je straci. Ten zaś, kto jest gotów zaprzeć się samego siebie, odpowiada człowiekowi w drugim zdaniu, który tracąc swoje życie, w ostateczności je ocali.

Jezus nie mówił o utracie czy ocaleniu życia fizycznego. Dalsze zdania tego urywka wskazują, że Jezusowi chodziło o straty i zyski w wymiarze wiecznym. Podobną wypowiedź Jezusa znajdujemy w innym miejscu: „Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12,25).

Ten, kto w pierwszym zdaniu nie chce się zaprzeć samego siebie, jest w drugim zdaniu tym, kto chce swoje życie zachować. Możemy zatem wysnuć logiczny wniosek, iż „zachowanie swego życia” oznacza „zachowanie własnego pomysłu na życie”. Staje się to jeszcze wyraźniejsze w przypadku człowieka, który „traci swe życie dla Chrystusa i ewangelii”. Zapiera się samego siebie, bierze swój krzyż i rezygnując z własnych planów żyje tylko po to, by promować zamiary Chrystusa i szerzyć ewangelię. I to on w końcu „swoje życie zachowa”. Ten, kto stara się podobać nie sobie lecz Chrystusowi, ostatecznie będzie szczęśliwy w niebie, ten zaś, kto żyje dla własnych przyjemności, jako nieszczęśliwy znajdzie się w piekle, tracąc tam wszelką swobodę realizacji własnych planów.

Zdania #3 i 4

Teraz dwa kolejne zdania:

Co pomoże człowiekowi, jeśli cały świat zyska, a na swojej duszy poniesie szkodę? Co może dać człowiek w zamian za swoją duszę? (Mk 8,36-37)

Przedstawiają tego, kto nie chce się zaprzeć samego siebie, chce zachować swoje życie, ale w końcu je straci. Goni za tym, co oferuje świat, i ostatecznie „ponosi szkodę na swej duszy”. Jezus wykazuje głupotę takiego człowieka porównując wartość własnej duszy z wartością całego świata. Nie można, oczywiście, tego porównać. Teoretycznie możemy zdobyć wszystko, co świat oferuje, lecz jeśli naszym końcem będzie wieczność w piekle, to popełniamy największy błąd.

Te dwa zdania dają nam również wgląd w to, co ludzi odciąga od zaparcia się samych siebie i pójścia za Chrystusem. Jest to pragnienie samozaspokojenia, oferowane przez świat. Ci, którzy nie chcą naśladować Chrystusa, motywowani przez miłość własną, szukają grzesznych przyjemności, których prawdziwi naśladowcy Chrystusa unikają, powodowani miłością i posłuszeństwem Jemu. Ci, którzy starają się zdobyć wszystko to, co daje świat, szukają bogactwa, władzy i prestiżu, natomiast prawdziwi naśladowcy Chrystusa szukają najpierw Jego Królestwa i sprawiedliwości. Wszelkie bogactwo, władza i prestiż, jakie zdobywają, uważają za dary powierzone im przez Boga, z których powinni korzystać w sposób nieegoistyczny i dla Jego chwały.

Zdanie #5

Dochodzimy wreszcie do zdania piątego. Zauważmy, iż ponownie łączy je z pozostałymi spójnik bowiem:

Kto się bowiem wstydzi Mnie i Moich słów wobec tego wiarołomnego i grzesznego pokolenia, tego Syn Człowieczy będzie się też wstydził, gdy przyjdzie w chwale swojego Ojca razem ze świętymi aniołami (Mk 8,38).

Tutaj znowu widzimy człowieka, który nie chce się zaprzeć samego siebie, żyje według własnych planów, podąża za tym, co oferuje świat i ostatecznie traci swoje życie, ponosząc szkodę na duszy. Jest przedstawiony jako ktoś, kto wstydzi się Chrystusa i jego słów. Ten wstyd wypływa, oczywiście, z jego niewiary. Gdyby prawdziwie wierzył, że Jezus jest Synem Bożym, na pewno nie wstydziłby się ani Jego samego ani Jego słów. Niestety, należy do „wiarołomnego i grzesznego pokolenia” i Jezus będzie się go wstydził w dniu swego powrotu. Najwyraźniej Jezus nie mówi tu o człowieku zbawionym.

Jaki z tego wszystkiego płynie wniosek? Urywka tego nie można traktować jako wezwania do bardziej oddanego życia, skierowanego do tych, którzy już są w drodze do nieba. Jest to objawienie drogi zbawienia poprzez porównanie tych, którzy są prawdziwie zbawieni z ludźmi niezbawionymi. Ci pierwsi wierzą w Pana Jezusa Chrystusa i dlatego dla Niego zapierają się samych siebie, natomiast niezbawieni nie wykazują takiej postawy posłusznej wiary.

Jeszcze jedno wezwanie do oddania się

Jest ich wiele, ale rozważmy jeszcze jedno wezwanie Pana Jezusa do oddania się Jemu, które nie jest niczym innym jak wezwaniem do zbawienia:

Przyjdźcie do mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie Moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla waszych dusz. Jarzmo Moje bowiem jest miłe, a Moje brzemię lekkie (Mt 11,28-30).

Ewangeliści często posługują się tym urywkiem w ewangelizacyjnych wezwaniach, i słusznie. Jest on wyraźnym zaproszeniem do zbawienia. Jezus oferuje ukojenie tym, którzy są „utrudzeni i obciążeni”. Nie proponuje odpoczynku fizycznego dla zmęczonych, ale ukojenie dla ich dusz. Ludzie niezbawieni są przytłoczeni winą, lękiem i grzechem, i kiedy to wszystko zaczyna im ciążyć, stają się dobrymi kandydatami do zbawienia.

Jeśli chcą otrzymać ukojenie oferowane przez Jezusa, powinni zgodnie z Jego słowami, uczynić dwie rzeczy. Muszą (1) do Niego przyjść oraz (2) wziąć na siebie Jego jarzmo.

Fałszywi głosiciele łaski często przekręcają oczywiste znaczenie zwrotu „wziąć jarzmo Jezusa”. Niektórzy nawet twierdzą, iż Jezus mówił tu o jarzmie zawieszonym na Jego własnej szyi, dlatego nazwał je „Moim jarzmem”. I chodzi tu, powiadają, o jarzmo podwójne, którego jedna połowa spoczywa na Jego barkach a druga jest pusta, przeznaczona dla nas. Mamy jakoby zrozumieć, iż Jezus obiecuje wziąć na siebie cały wysiłek ciągnięcia pługa, ponieważ stwierdził, że Jego jarzmo jest miłe, a brzemię lekkie. Zatem całe nasze zadanie, powiadają ci nauczyciele, polega na tym, abyśmy pozostawali złączeni z Jezusem przez wiarę, pozwalając Mu wykonywać całą pracę dla naszego zbawienia, sami zaś mamy tylko korzystać z dobrodziejstw oferowanych dzięki Jego łasce! Ta interpretacja jest niewątpliwie mocno naciągana.

W istocie, kiedy Jezus mówił utrudzonym o braniu na siebie Jego brzemienia, miał na myśli poddanie się Jemu, uczynienie Go mistrzem, pozwolenie na kierowanie naszym życiem. Dlatego zachęcał, by wziąć Jego jarzmo, a następnie uczyć się od Niego. Niezbawieni są jak nieujarzmione woły, chodzące własnymi drogami i kierujące swoim życiem. Kiedy biorą na siebie jarzmo Jezusa, kierownictwo oddają Jemu. A Jego jarzmo jest miłe, zaś brzemię lekkie, ponieważ On, przez swego Ducha, mieszkającego w nas, daje nam siły, aby okazywać Mu posłuszeństwo.

Widzimy przeto, że Jezus wzywał ludzi do zbawienia, w tym przypadku nazwanego ukojeniem dla utrudzonych, i do poddania się Jemu, by uczynili Go Panem.

Podsumowanie

Z powyższego wynika, iż prawdziwie skutecznym sługą Bożym jest ten, kto wykonuje nakaz Jezusa, by pozyskiwać uczniów, wiedząc iż opamiętanie, oddanie się i uczniostwo nie są dla zdążających do nieba wierzących czymś opcjonalnym, nieobowiązkowym. Stanowią raczej jedyny autentyczny wyraz zbawczej wiary. Skuteczny sługa głosi niezbawionym biblijną ewangelię. Wzywa niezbawionych do opamiętania i naśladowania Jezusa i nie obiecuje zbawienia ludziom, którym brakuje oddania.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: [1] . Definicja ta wynika z tego, co już czytaliśmy w tekstach Mt 28,18-20; J 8,31-32; 13,25; 15,8 i Łk 14,25-33.

[2]. Termin uczniowie występuje w Dz 6,1.2.7; 9,1.10.19.25.26.36.38; 11,26.29; 13,52; 14,20.21.22.28; 15,10; 16,1; 18,23.27; 19,1.9.30; 20,1.30; 21,4.16; wierzący tylko w Dz 5,14; 10,45 i 16,1. Na przykład w Dz 14,21 Łukasz napisał: „W tym mieście głosili [Paweł i Barnaba] Dobrą Nowinę i pozyskali wielu uczniów.” Zatem Paweł i Barnaba pozyskali uczniów głosząc ewangelię. Czyli ludzie stają się uczniami od razu, w chwili nawrócenia, a nie kiedyś później, jeśli tak zdecydują.

[3]. Urywek ten również ujawnia błędną praktykę zapewniania nowonawróconych o ich zbawieniu. Jezus nie zapewnił tych dopiero co nawróconych, że są na pewno zbawieni, ponieważ w krótkiej modlitwie wyrazili wiarę w Niego czy chęć przyjęcia Go. Wezwał ich raczej, by się zastanowili, czy ich wyznanie jest szczere. Powinniśmy iść za Jego przykładem.

[4]. Ponadto, wbrew opiniom tych, którzy utrzymują, że jesteśmy zbawieni przez wiarę, nawet jeśli brakuje nam uczynków, Jakub stwierdza, że sama wiara nie może nas zbawić: „Widzicie, że człowiek zostaje usprawiedliwiony dzięki uczynkom, a nie wyłącznie dzięki wierze.” Prawdziwa wiara nigdy nie jest osamotniona, zawsze towarzyszą jej uczynki.

[5]. Dobrze jest pamiętać, że powodem, dla którego Paweł często podkreślał, iż zbawienie jest z łaski a nie z uczynków, była jego ciągła walka z ówczesnymi legalistami. Paweł nie chciał korygować tych, którzy nauczali, że świętość jest istotna dla dostania się do nieba, ponieważ sam tak wierzył i często ten fakt potwierdzał. W swoich listach korygował Żydów, którzy nie rozumiejąc roli Bożej łaski w dziele zbawienia, nie widzieli powodu, dla którego Jezus miałby umierać. Wielu z nich nie wierzyło, że poganie mogą kiedykolwiek zostać zbawieni, nie pojmując faktu, iż to Boża łaska otworzyła im możliwość skorzystania ze zbawienia. Niektórzy nauczali, że obrzezanie, genealogiczne więzi z patriarchami lub zachowywanie Prawa (czego sami nie robili) zaskarbiały człowiekowi zbawienie, co wykluczało Bożą łaskę i potrzebę śmierci Chrystusa.

[6]. Podobnie, kiedy Bóg objawił Piotrowi, iż poganie mogą zostać zbawieni na podstawie samej wiary w Jezusa, ten ogłosił domownikom Korneliusza: „Przekonuję się naprawdę, że Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie jest Mu miły ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie (Dz 10,34b-35). Piotr stwierdził także w Dz 5,32, iż Bóg udzielił Ducha Świętego „tym, którzy są Mu posłuszni”. A we wszystkich prawdziwie wierzących zamieszkuje Duch Święty (zob. Rz 8,9; Ga 4,6).