Rozdział 6: Jezus wystawia na próbę chorych

 

Kiedy zaczynamy rozumieć temat Bożych prób, szybko dostrzegamy wiele innych biblijnych przykładów ludzi, których Bóg najwyraźniej wystawiał na próby. Jezus na przykład, czasem wystawiał na próbę wiarę tych, których Sam uzdrawiał.

Przyznaję, że czuję się tak samo zakłopotany jak inni, zastanawiając się dlaczego niektórzy ludzie są chronicznie nękani chorobami, podczas gdy inni nie. Znajduję jednak mnóstwo zachęty w Bożym Słowie dla tych, którzy potrzebują uzdrowienia. Mamy bowiem wiele pocieszających obietnic, dotyczących uzdrowień oraz historii ludzi, którzy byli uzdrawiani. Niemniej jednak są także historie chorych ludzi, których wiara była wystawiana na próbę zanim zostawali uzdrowieni. Jest to nieuniknione.

Dlaczego Jezus miałby wystawiać na próbę czyjąś wiarę? Przypuszczam, że dlatego, że istnieje coś takiego, jak zafałszowana wiara. To, co wydaje się być wiarą musi zostać wystawione na próbę, aby zdeterminować czy faktycznie jest autentyczną wiarą. Aby wiara okazała się prawdziwa, musi zostać wystawiona na próbę.

Weźmy pod uwagę kilka przypadków, w których Jezus wyraźnie wystawiał na próbę ludzką wiarę.

Pełna wiary piątka przyjaciół

Zacznijmy od znanej historii czterech mężczyzn, którzy opuścili swojego sparaliżowanego przyjaciela przez dziurę w dachu. Ich pełna determinacji wiara jest z pewnością inspirująca.

Jestem przekonany, że pamiętasz, że ci czterej mężczyźni nie mogli znaleźć sposobu, aby ich sparaliżowany przyjaciel mógł dostać się do domu, w którym nauczał Jezus. Najprawdopodobniej dom był po brzegi wypełniony ludźmi. To im jednak nie przeszkodziło, ponieważ dowiadujemy się, że znaleźli swój własny sposób. Przedarli się oni do jego wnętrza przez dach (zobacz Mk 2:4), który zapewne był płaski i być może był też dostępny dzięki zewnętrznym schodom.

Pomyśl przez chwilę nad tym, co oni zrobili. Kto był właścicielem ów domu, do którego się wdarli? Jeśli nie należałby on do jednego z nich, musieli zdawać sobie sprawę, że osoba, która była jego właścicielem, byłaby niezadowolona ze zmiany wyglądu dachu. Ktoś musiałby go przecież później naprawić. Być może z góry założyli, że jeśli ich przyjaciel zostanie uzdrowiony, właściciel domu z pewnością okaże im łaskę.

Zaczęli oni przedzierać się przez dach, przez zaschniętą glinę. Wycinali także to, co musiało tę glinę umacniać. Czy możesz sobie wyobrazić tę scenę z wnętrza domu? Wydrążanie dziury przez zaschnięty, gliniany dach jest czymś, co nie mogło być uczynione z zachowaniem czystości jak i w ciszy. Wyobraź sobie odgłosy spadających kamieni, czy dźwięki skrobania jakichś narzędzi, odbijające się echem przez cały dom, kiedy prace nabierały tempa? Wyobraź sobie małe odłamki suchej gliny, spadające z sufitu i lądujące na głowach ludzi. Z pewnością powietrze w domu napełniało się nieznośnym do oddychania pyłem, być może nawet do tego stopnia, że ludzie wewnątrz zaczynali kaszleć i przecierać oczy. Z pewnością zauważalne było poruszenie i z pewnością znalazł się ktoś, kto wyszedł na zewnątrz krzyknąć na mężczyzn, którzy właśnie niszczyli dach! Nawet jeśli tak było, oni nie słuchali!

Czterech przyjaciół w końcu wydrążyło na tyle duży otwór, by promień światła oświetlił podłogę wprost z sufitu, co z pewnością było widoczne dzięki pyłowi w powietrzu.

Następnie zaczęli odrywać fragmenty z utworzonej dziury, powiększając ją na tyle, by zmieścić w niej swojego przyjaciela. Z pewnością wywołało to jeszcze większy hałas i uniosło więcej pyłu, powodującego kaszel oraz potrzebę przecierania oczu. Do tego czasu ów czterech mężczyzn zaglądałoby przez krawędzie wydłubanej dziury, by zobaczyć czy są w odpowiednim miejscu czyli nad Jezusem. Podejrzewam, że odkryliby całkiem pokaźny tłum wpatrujący się prosto w nich! Ponadto, wiedzieli dokładnie, że właśnie zamierzali przeszkodzić całemu spotkaniu do jeszcze większego stopnia, spuszczając swojego przyjaciela do wewnątrz. To dopiero przyciągnięcie na siebie uwagi!

Reakcja Jezusa

A co przez ten cały czas robił Jezus? Biblia nam tego nie mówi, więc nie możemy być pewni. Ciężko byłoby mi jednak zrozumieć, gdyby kontynuował swoje nauczanie podczas tego całego zgiełku. Wiemy na pewno, czego nie zrobił: Nie powstrzymał mężczyzn od tworzenia dziury w suficie.

Nie ma żadnego zapisku w Ewangeliach, jakoby Jezus komukolwiek powiedział, aby zatrzymali mężczyzn przed dziurawieniem sufitu, bądź samemu krzyknął w stronę mężczyzn, gdy dziura była na tyle duża, aby mogli usłyszeć Jego wołanie. Biblia po prostu mówi, że Jezus „ujrzał ich wiarę” (Mk 2:5). Tylko tyle wiemy o reakcji Jezusa – obserwował ich wiarę.

Dlaczego Jezus nie zatrzymał mężczyzn przed dziurawieniem sufitu? Ponieważ w tej glinie, która stała pomiędzy Jezusem a ich przyjacielem, znajdował się dowód ich wiary. Każdy fragment tej gliny odrywanej od dachu był świadectwem wiary tych wytrwałych mężczyzn.

Jeśli diabeł był wtedy taki sam, jaki jest dzisiaj, umysły tych mężczyzn byłyby dręczone zwątpieniem i zniechęceniem podczas dziurawienia dachu: „Czy słyszysz tych ludzi, którzy kaszlą i dławią się w pokoju na dole? Czy jesteś szalony? Co jeśli twój przyjaciel nie zostanie uleczony? Wtedy dopiero poczujesz się głupio za swój kaskaderski wyczyn!”. Jezus im jednak nie odmówił. Ich wiara wytrwała.

Lubię wyobrażać sobie Jezusa, który zakłada na siebie ręce, opiera się o ścianę i wpatruje się w dziurę w suficie, kiedy staje się większa i większa, a Jego uśmiech podobnie staje się większy i większy na Jego twarzy. Nie ma żadnego zapisu świadczącego o tym, aby stawał On się zły w tej sytuacji.

Ostatecznie, czterem mężczyznom udaje się opuścić ich sparaliżowanego kolegę na linach przed Jezusa – trudne zadanie samo w sobie. Wierzyli oni, że jeśli przyprowadzą swojego kolegę do Jezusa, On go uzdrowi. I tak się stało.

Co by było, gdyby przynieśli swojego przyjaciela do tego domu, zobaczyli, że nie ma jak wejść i powiedzieli: „Z pewnością, jeśli byłaby to wola Boga, aby nasz przyjaciel został uleczony, Bóg sprawiłby nam przejście, by dostać się do Jezusa!”. Gdyby przyjęli takie rozumowanie ich przyjaciel nie zostałby uzdrowiony, mimo tego, że wiemy (czytając całą historię), że było to wolą Jezusa, aby sparaliżowany człowiek został uzdrowiony.

Jestem przekonany, że uradowali się oni ze swojej wytrwałości, przechodząc trudną próbę.

Ślepy Bartymeusz

Ślepy Bartymeusz powinien być nazywany „wierzącym Bartymeuszem” w świetle swej nieustępliwości co do jego uzdrowienia.

Bartymeusz siedział na drodze za Jerychem, rozpoczynając swój dzień jak co dzień. Usłyszał przechodzący tłum i po zapytaniu co się dzieje, odkrył, że to właśnie Jezus prowadził ludzi. Musiał słyszeć o tym, jak Jezus uzdrawia ludzi i natychmiast zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida! Zmiłuj się nade mną!” (Mk 10:47).

Jezus jednak nie zatrzymał się od razu, bądź nie zwrócił uwagi na wołanie. Być może Jezus nie słyszał go od razu. Przypuszczam jednak, że Jezus musiał go słyszeć ponieważ Bartymeusz zrobił duże zamieszanie i „gromiło go wielu aby milczał” (Mk 10:48).

Jeśli wiec Jezus słyszał go, dlaczego nie odpowiedział mu od razu? Z pewnością nie dlatego, że nie chciał go uzdrowić, ponieważ Jezus ostatecznie tego dokonał. Jedynym wytłumaczeniem, jakie przychodzi mi do głowy jest to, że wiara tego człowieka musiała zostać udowodniona, a jeśli miała być udowodniona musiała być poddana próbie.

Bartymeusz miał dużo okazji do bycia zniechęconym oraz do poddania się. Ponownie, Biblia mówi, że wielu gromiło go oraz nakazywało mu, by był cicho. Takie nagany zniechęciłyby wielu na tyle, by przestać wołać Jezusa. Jednak Bartymeusz nie był zniechęcony. Pismo mówi, że „on tym więcej wołał: Synu Dawida! Zmiłuj się nade mną!” (Mk 10:48, dodano podkreślenie). Nie zostało mu odmówione!

Czy kiedykolwiek czułeś się, jakby Jezus cię ignorował? Ja tak. A może wcale nie byliśmy ignorowani. Być może byliśmy wystawiani na próbę.

Nagroda za wytrwałość w wierze

Ostatecznie, Jezus zatrzymał się i zawołał Bartymeusza by do Niego podszedł. Zauważ, że Jezus nie podszedł do Bartymeusza. Oczekiwał, że Bartymeusz podejdzie do Niego, mimo tego, że był niewidomy. Jezus musiał wypróbować jego wiarę. Jeśli Bartymeusz naprawdę wierzył, że odzyska wzrok, doszedłby do Jezusa bez względu na to ile razy potknąłby się w tym procesie.

Ponadto, Pismo mówi nam, że gdy Bartymeusz zorientował się, że Jezus go woła, zrzucił swój płaszcz i „porwał się z miejsca” (Mk 10:50). Nie wiem, czy to prawda, czy nie, ale słyszałem, że w czasach Jezusa, niewidomi nosili specjalny płaszcz, który identyfikował ich w miejscach publicznych jako niewidomych. Jeśli to prawda, Bartymeusz naprawdę wierzył, że odzyska wzrok kiedy zrzucił swój płaszcz. Wiedział, że wkrótce już go nie będzie potrzebował! Zauważ także, że „porwał się z miejsca”, co oznaczało, że był podekscytowany. Ludzie, którzy mają wiarę są podekscytowani ponieważ oczekują dobrych rzeczy.

Wtedy przyszedł ostateczny test. Bartymeusz stanął naprzeciw Tego, któremu wierzył, że może zwrócić mu wzrok. Jezus zapytał go o coś, co wydawało się absurdalne: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Mk 10:51). Z pewnością Jezus wiedział, że niewidomy człowiek chciał widzieć. Ponownie wystawił na próbę wiarę Bartymeusza. Kiedy ludzie posiadają szczerą wiarę, możesz to zauważyć zawsze po tym, co mówią.

Szczęśliwie, Bartymeusz, nie odpowiedział: „Jezusie, pokornie akceptuję, że jest Twoją wolą, abym pozostał ślepy”. Raczej powiedział: „Mistrzu, abym przejrzał!” (Mk 10:51). Nie było wątpliwości w jego sercu, że Jezus może go uzdrowić. I Jezus to uczynił.

Możemy cieszyć się z uzdrowienia Bartymeusza, ale zastanawiam się jak wiele chorych ludzi woła do Jezusa raz czy dwa i staje się zniechęconym, gdy On nie odpowiada od razu. Jak wielu z nas uległo, w przeciwieństwie do Bartymeusza, namowom przyglądającym się obserwatorów.

Tak samo jak Bartymeusz, my także możemy wytrwać w wierze i przejść próbę cierpliwości, kiedy modlimy się o coś, co Bóg obiecuje nam w Swoim Słowie. Dodatkowo, możemy być pewni, że Bóg wysłuchuje naszych słów, aby zobaczyć, czy naprawdę wierzymy Jego słowom.

Dziesięciu nieustępliwych trędowatych

Łukasz opowiada nam o czasach, kiedy Jezus przechodził przez pewną wioskę, w której z oddali wołało do Niego dziesięciu trędowatych mężczyzn: „Jezusie, Mistrzu! Zmiłuj się nad nami!” (Łk 17:13). Najprawdopodobniej stali oni w odległości, ponieważ zgodnie z Prawem Mojżeszowym nie mieli pozwolenia na rozmowy z nie-trędowatymi ludźmi, żeby nie zarazić innych.

Kiedy Jezus ich zauważył, zawołał do nich: „Idźcie, ukażcie się kapłanom!” (Łk 17:14). Ponownie, zgodnie z Prawem Mojżeszowym, trędowaty, który był oczyszczony miał być przebadany przez kapłana. Jeśli kapłan oświadczał, że jest czysty, mógł on wówczas wrócić do społeczeństwa. Wiara tych dziesięciu trędowatych zdecydowanie została poddana próbie. Musieli uwierzyć, że zanim dojdą do kapłanów, ich trąd zniknie.

Co ciekawe, jeśli przyjrzymy się tej historii jeszcze bliżej, zdamy sobie sprawę, że Jezus poinstruował tych dziesięciu mężczyzn by przeszli aż osiemdziesiąt kilometrów po to, by zostali przebadani przez kapłanów, którzy znajdowali się w Jerozolimie (zobacz Łk 17:11). Innymi słowy, Jezus powiedział im mniej więcej tak: „Chcecie zostać uzdrowieni? Ok., wybierzcie się w osiemdziesięciokilometrową podróż!” Jedynie ktoś, kto szczerze wierzył, mógł posłusznie usłuchać instrukcji Jezusa. Chwała Bogu, że wszyscy uwierzyli i „gdy szli, zostali oczyszczeni” (Łk 17:14). Opóźnienie nie oznaczało odmowy, a Jezus powiedział uprzedniemu trędowatemu, który wrócił do Niego, że to jego wiara go uzdrowiła. Jego wiara została przetestowana pozytywnie, kiedy przeszedł próbę.

Syrofenicejska kobieta

Osobiście nie przychodzi mi do głowy nikt, z kim Jezus miał styczność, kto miał większą wiarę niż kobieta rodem z Serofenicji. Sam Jezus powiedział jej, że jej wiara była wielka (zobacz Mt 15:28). Jej wiara jednak była poważnie wystawiona na próbę. Podążała za Jezusem przez jakiś czas, wołając: „Zmiłuj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Córka moja jest okrutnie dręczona przez demona” (Mt 15:22).

Jezus słyszał ją, ale kompletnie ją zignorował. Biblia jasno mówi: „On zaś nie odpowiedział jej ani słowa” (Mt 15:23). Najwidoczniej nadal za nim podążała i wołała do Jezusa, ponieważ jego uczniowie pytali Go kilkakrotnie, aby ją odprawił. Mówili Mu, że kłopotała ich i „wołała za nimi” (Mt 15:23). Ale ona wcale się nie zniechęcała.

Zgodnie z Ewangelią Marka, Jezus skrył się w domu, a ów kobieta przyszła, złożyła Mu pokłon i wołała: „Panie, pomóż mi!” (Mt 15:25; Mk 7: 24-25). Jednak odpowiedź Jezusa wydawała się jej okrutna: „Niedobrze jest brać chleb dzieci i rzucać szczeniętom” (Mt 15:26). To właśnie dlatego osobiście uważam, że ta kobieta miała większą wiarę niż ktokolwiek, kto miał do czynienia z Jezusem. Trudne jest, kiedy inni cię zniechęcają, ale jeszcze trudniejsze, kiedy sam Jezus cię zniechęca!

Wydaje mi się, że całkiem możliwe jest to, że Jezus zignorował ją, nie tylko by wystawić jej wiarę na próbę, ale dla tego samego powodu, dla którego ignoruje modlitwy wielu ludzi. Ignoruje ich modlitwy ponieważ nie mają oni z Nim nic wspólnego – ponieważ nigdy nie uwierzyli w Niego i nie żałowali za swoje grzechy. Przez swoje grzeszne życie wysyłają wiadomość każdego dnia Bogu, która mówi: „Nienawidzę Cię!”, a potem proszą Go, aby coś dla nich uczynił!

Nowy Testament naucza, że „oczy Pana zwrócone są na sprawiedliwych, a uszy jego ku prośbie ich, lecz oblicze Pańskie przeciwko tym, którzy czynią zło” (1 P 3:12). Boże uszy nie są otwarte na modlitwy tych, którzy nie nawrócili się i być może właśnie to jest powodem, dla którego Jezus początkowo zignorował wołanie syrofenicejskiej kobiety. Uznał jednak jej prośbę, kiedy padła do jego stóp wyznając, że faktycznie jest „psem” i to „psem”, który prosi o „okruchy spadające ze stołu swego pana”. Wygląda na to, że grzesznica uznała Jezusa za swego Pana, przechodząc tym samym pierwszą próbę, którą Bóg oczekuje, by każdy przeszedł. Jezus powiedział wówczas do kobiety: „O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!” Po czym czytamy: „Od tej chwili jej córka była zdrowa” (Mt 15:27-28). Przeszła próbę Jezusa.

Moglibyśmy oczywiście wziąć pod uwagę wiele innych, podobnych historii, takich jak uzdrowienie syna pewnego dworzanina, sługi setnika, kobiety chorującej na krwotok, czy córki Jaira. Wszystkie te główne postacie w powyższych historiach musiały uwierzyć, pomimo sprzecznych wątpliwości czy zniechęcenia. Wiara ich wszystkich była wystawiana na próby i wszyscy przeszli je pomyślnie, otrzymując to, w co uwierzyli. Wszyscy oni służą nam do dziś za przykład!